C: – Witam, dziś rozmawiam z Agnieszką Piotrowską, soul coachką i coachką od kobiecego leadershipu. Zapowiadałam Agnieszkę dość intensywnie na moim fanpage’u Biznes z Duszą i na Instagramie, dlaczego? Dlatego, że uważam to za bardzo ważne, aby kobiety czuły się liderkami, czuły się w swojej mocy, mocy leadershipu.
Agnieszko, opowiedz kim jesteś i czym się zajmujesz.
A: Witam wszystkich bardzo serdecznie. Nazywam się Agnieszka Piotrowska i w swoim życiu zawodowym odgrywam kilka ról – mam za sobą już prawie dwadzieścia lat pracy w korporacjach i najczęściej moja praca polegała właśnie na wspieraniu liderów, menadżerów, a w ostatnich latach szczególnie menadżerki i liderki.
Od kilkunastu lat prowadzę również szkolenia biznesowe, głównie z tematów leadershipowych, z komunikacji, z prezentacji, z tak zwanych „tematów miękkich”, czy też umiejętności interpersonalnych. Od 8 lat działam jako coach. Początkowo pracowałam tak jedynie w organizacjach, w których byłam zatrudniona. Przede wszystkim z menadżerami. Od 4 lat natomiast zaczęły się do mnie zgłaszać osoby spoza biznesu, a od 3 lat działam szczególnie w kierunku wspierania kobiet.
Tematem wiodącym mojej pracy z kobietami jest pewność siebie, asertywność i to, jak być skuteczną, fajną szefową, która nie tylko ma autorytet w swoim zespole, ale potrafi także zadbać o siebie, swoje potrzeby i nie spalać się w roli, w której się znajduje. Wiadomo, że najczęściej kobiety, które pełnią role menadżerskie, bardzo poważnie do tego podchodzą. Oprócz tego mają jeszcze kilka innych ról – matek, żon, sióstr i zawsze chcą w tych rolach być perfekcyjne. A ja jestem po to, żeby w tym wspierać. Jestem również soul coachem, od ponad roku, dzięki Celestynie.
C: Właśnie Agnieszko, pracujesz w takim środowisku, mimo wszystko jednak głównie korporacyjnym, choć też sama powiedziałaś, że masz klientki spoza korporacji. No więc po co dusza? Po co soul coaching? Co sprawiło, że to zaczęłaś i że stałaś się soul coachem?
A: Faktycznie, zostałam „wychowana” w korporacyjnym środowisku. Poukładanym, pełnym celów, zorganizowanym. Tak też funkcjonowałam w swoim życiu. Zawsze byłam bardzo zadaniowa – i tak podchodziłam do wszystkiego, i do życia prywatnego, i do życia zawodowego. Zawsze jednak czułam też potrzebę czegoś więcej, czegoś głębszego, rozwoju duchowego. Bardzo dużo w swoim życiu szukałam, różne rzeczy czytałam na ten temat, chodziłam na warsztaty, kursy, zrobiłam np. kurs Gestaltu, Akademię Terapii Ekspresyjnych, itd. Sama też czułam, że nie ma znaczenia, w jakim środowisku pracuję, nawet jeśli to jest korporacja, taka twardomyśląca, stawiająca na cele i zadania, to i tak oprócz tego, by zadania były dobrze zorganizowane, potrzebujemy budować głębokie relacje z ludźmi, którzy nas otaczają. Mając tego świadomość, starałam się tak nakierowywać osoby w obszarze menadżerskim, aby nie tylko widzieli liczby, cyferki, tabelki, ale też człowieka. By potrafili z nim rozmawiać w głębszy sposób, interesowali się nim, by empatycznie podchodzili do innych.
Słowo „dusza” w przypadku korporacji może się różnie kojarzyć, niekoniecznie dobrze, bo „co ma dusza do biznesu?”. Otóż ma bardzo dużo. Rozmawiałając z menadżerami, czy liderkami, używam słowa „dusza”, ale robię to bardzo ostrożnie. Często zastępuję to słowo np. intuicją, sercem, i to już jest bardziej strawne. Wrócę jednak do twojego pytania: „jak to się stało?” Aby połączyć takie standardowe formy coachingu, jakie stosowałam do tej pory, szukałam czegoś innego, czegoś głębszego, co pomoże mi wesprzeć i uzupełnić trochę pracę, sięgnąć głębiej, jeśli chodzi o zasoby moich liderek. Właśnie tu, pewnego dnia, pojawiła się Celestyna, która do mnie zadzwoniła, mówiąc: „słuchaj, czuję, że Ty będziesz soul coachem”. Początkowo bardzo się zdziwiłam, mało co nie spadłam z krzesła. Jednakże potem, kiedy to przepuściłam przez moją duszę, moje serce, moją intuicję, to usłyszałam bardzo wyraźnie – „tak, idź w tą stronę”. Tak właśnie doszło do certyfikacji. I faktycznie używam soul coachingu w pracy z menedżerkami z korporacji.
C: To jest bardzo ciekawe, co się dzieje w ludzkiej świadomości. Wiesz, 10 czy 15 lat temu też pracowałam dla korporacji prowadząc szkołę językową. Wprowadzałam w korporacjach metodę nauki języka opartą na świadomości i na prawej półkuli. Nazywano mnie więc „witch teacher” czyli nauczycielka-czarownica, bo 15 lat temu mówiłam o podświadomości, co było dla ludzi kosmosem. To niezwykle ciekawe, jak to wszystko się zmienia. Myślę, że jakieś 5 lat temu mówienie o głowie i sercu to było wielkie „wow”, a teraz niedawno miała miejsca konferencja firmy z duszą, na której występował profesor Blikle. Słowo „dusza” zaczyna już coraz bardziej funkcjonować w naszej świadomości i przestaje być takim „hokus pokus”.
A jak Twoje klientki reagują na soul coaching? Na duszę? Na serce? Co im w duszy gra;)?
A: Co im w duszy gra.. więc reagują bardzo różnie. I ja też bardzo ostrożnie do tego podchodzę. To nie jest tak, że na pierwszej sesji od razu mówię „słuchaj, będziemy się teraz zagłębiać w duszę, podróż duszy Cię czeka, będzie wspaniale!”. Nie, nie robię tego w ten sposób. Zaczynam od standardowego coachingu. Natomiast w momencie, w którym czuję (czyli też kontaktuje się z moją duszą), że jest na to przestrzeń – „to właśnie teraz”, proponuję im bardzo delikatną podróż duszy i tak to nazywam. Nazywam to wprost, pytam po prostu: „czy masz ochotę wejść ze mną w taką małą, króciutką podróż duszy? Zagłębić się w swoje serce, zobaczyć co tam się kryje i trochę inaczej podejść do tematu?” I wiesz co? Początkowo bardzo się bałam to zaproponować. Ale w pewnym momencie po prostu poczułam „tak – potrzebuję to zrobić, a strach jest kompletnie irracjonalny w tym momencie. Najwyżej ta dziewczyna powie mi, że po prostu nie chce”.
Kiedy to pierwszy raz zaproponowałam, zobaczyłam najpierw wielkie oczy. „Jak to? My tu rozmawiamy o zarządzaniu zespołem, a ja proponuję podróż duszy?”. Jednak potem weszłam w to. Pamiętam swoją klientkę, która zgodziła się na ten rodzaj coachingu i miała niesamowity wgląd w swoje serce i duszę, zobaczyła niezwykłe rzeczy. Nawet, powiem szczerze, popłakała się po tej podróży duszy. To dosłownie trwało 10-15 minut i było bardzo delikatne. Kiedy skończyłyśmy powiedziała: „wow, to było coś niesamowitego, w ogóle jakiś totalny odlot!”. A kiedy zaczęłyśmy podsumowywać i nawiązywać do tematu, z którym przyszła, to to, co się pokazało w tym procesie pomogło jej płynniej, szybciej, sprawniej odnajdywać odpowiedzi na zadane sobie pytania. Było to dla niej niesamowitym zaskoczeniem, dla mnie też.
Zaczęłam z każdą kolejną klientką, około mniej więcej drugiej, trzeciej sesji, wchodzić w podróż duszy. Dłuższą, krótszą, zależnie od tego, na co dziewczyny miały ochotę. Za każdym razem to działa! To jest cudne i niesamowite, jakie rzeczywiście kobiety potrafią znaleźć dla siebie odpowiedzi dzięki temu procesowi. Szybciej, niż gdybym stosowała standardowy coaching.
C: Dziękuję Ci, że to mówisz! I cudownie, że to robisz. Dlatego, bo uświadamiasz ludzi, że trzeba czasem klienta może trochę prowokować, rozciągać. Już samo przeprowadzenie podróży duszy jest przez swoje nazewnictwo pewnego rodzaju rozciągnięciem. „Jak to w ogóle możliwe, jestem na biznesowym coachingu, a robię podróż duszy?”. Cieszę się, że to mówisz, bo praca z duszą brzmi tak bardzo dumnie, a to jest bardzo praktyczna praca. Dzięki niej człowiek wchodzi głębiej, ale też ma wglądy, wyciąga wnioski, szybciej znajduje rozwiązania, prawda? I to takie, które są zgodne z nim, stricte zgodnie z nim, nie z głowy.
A: Tak, tak, dokładnie. To jest faktycznie bardzo fajne. Początkowo pojawia się zdziwienie, zaskoczenie, bo klienci nie bardzo rozumieją, jak mogą powiązać podróż duszy ze znalezieniem odpowiedzi na pytania i, mówiąc po korporacyjnemu, planem działania na przyszłość. Więc to jest dla nich zaskoczeniem. Natomiast kiedy prowadzę ich później przez podsumowanie i zadaję pytania – co teraz zrobisz, co planujesz, jakie działania podejmiesz, jakie kroki teraz zrobisz? To w tym momencie zaczyna im się to układać. To staje się naprawdę bardzo praktyczne. Poprzez metafory, obrazy, emocje, które się pojawiają w trakcie podróży Duszy, klienci są w stanie zrobić taki link holistyczny przez całych siebie, przez wszystkie cztery poziomy – mentalny, fizyczny (czują w ciele emocje, czują w ciele to co się dzieje w trakcie tej podróży), emocjonalny i duchowy. Wszystko im się nagle układa w jedną całość, dlatego łatwiej znajdują odpowiedzi. To cudowne, bo są naprawdę strasznie zaskoczeni. Potem, kiedy już na kolejnej sesji proponuję to samo, z zadowoleniem mówią – tak, tak, już, już, zaczynamy podróż!
C: Super to nazwałaś, faktycznie. To jest właśnie integracja tego wglądu. Jest ona na poziomie mentalnym, emocjonalnym, duchowym i wręcz fizycznym, bo to się czuje w ciele. Dobrze, teraz chciałabym Ci Agnieszko zadać pytanie, o co chodzi w ogóle z tym leadershipem? Pracuję z Tobą jako mentorka biznesowa i na naszych sesjach przyszedł do Ciebie kobiecy leadership. Powiedziałaś mi, że wszyscy Ci mówią: „nie Agnieszko, kobiecy leadership, co to w ogóle jest, nie, no co ty, leadership ok, ale kobiecy?” Jak to jest, kobiecy leadership, skąd ta nisza?
I o tym za tydzień (-:
Ps. a na razie jeśli czujesz, że chcesz pogłębić swój coaching albo stać się soul coachem, podobnie jak Agnieszka