Styczeń kończy się za chwileczkę i spieszę z podsumowaniem roku 2018.

Do łatwych nie należał. Na początku roku okazało się, że jestem w ciąży, a potem okazało się, że nasze dziecko jednak nie zostanie z nami. Trudne, bardzo bolesne doświadczenie.  Piszę o tym do Ciebie, dlatego że to mocno wpłynęło na moje decyzje biznesowe w roku 2018.

Nasza kobieca dusza bardzo wpływa na nasz biznes.

W listopadzie roku 2017 uczestniczyłam w 28-dniowym Programie Money Coachingu u jakiejś Celestyny. (-;

Był to bardzo dobry merytorycznie i mocno transformujący program. Gorąco polecam! (możesz go kupić tylko do 22 lutego)

Dzięki niemu mocno posprzątałam w swoich finansach i podjęłam decyzję o pozbyciu się wszelkich zobowiązań finansowych i przede wszystkim bardzo drenującego moją energię i zdecydowanie nieopłacalnego długoterminowo kredytu hipotecznego we frankach.

Postanowiłam sprzedać ostatnią moją nieruchomość w Krakowie. Udało mi się ją sprzedać za cenę, jaką zaplanowałam. Pomógł mi w tym bardzo dobry agent nieruchomości z Krakowa, Paweł Lenart.

Sprzedaż mieszkania pomogła mi nie tylko uwolnić się od wszelkich zobowiązań finansowych, ale również umożliwiła mi ograniczyć czas pracy w roku 2018.

  1. Ograniczyłam mocno czas pracy i uciekłam przed wypaleniem zawodowym

2 lata wcześniej usłyszałam na szkoleniu Cheryl Richardson, słynnej coachki występującej u Oprah, że w wyniku zmęczenia i z obawy przed wypaleniem postanowiła przez rok pracować minimalną ilość czasu, tak by tylko starczyło jej na rachunki. Resztę czasu przeznaczyła na regenerację siebie.

2 lata temu nie stać mnie było na to. Nie finansowo, a emocjonalnie. Ale rok temu w wyniku mojej straty postanowiłam zaryzykować. Wiedziałam dokładnie, ile mam zarobić i ograniczyłam swoją pracę do absolutnego minimum – do 30 godzin miesięcznie.  Postanowiłam, że będę tak robić przez 3 miesiące, a de facto w takim rytmie pracowałam od 1 lutego do 30 września czyli 8 miesięcy.

Chociaż miałam spore oszczędności, nie chciałam z nich korzystać. Dlatego mimo wszystko kontynuowałam pracę. Aby jednak ograniczyć czas przeznaczany na nią, skróciłam czas pracy z klientami. I tu przechodzimy do punktu nr 2:

  1. Skrócenie czasu pracy z klientami uwolniło moją energię i odnowiło chęć do życia i pracy

W swoim życiu przeżyłam dwa wypalenia zawodowe. Wiem, jak ciężko się z nich podnieść. W 2018 roku wypalenie znowu zaczęło się pojawiać w moim ciele i sercu. Nie miałam siły ani chęci na pracę z klientami.

Miałam poczucie, że, gdy znowu zrobię 1,5 godzinna sesję, na której moja klientka:

  1. Zrobimy głęboką pracę na metaforach na poziomie Duszy
  2. Pójdzie głęboko na Linii Czasu do dzieciństwa, albo jeszcze dalej i uwolni się od traumy finansowej
  3. Następnie usunie jakieś negatywne przeżycia z kodu wielopokoleniowego swojej rodziny,
  4. a na końcu sesji z oczyszczonym sercem i oczyszczoną głową zrobimy jej strategię marketingowo-sprzedażową na kilka miesięcy do przodu,

to po prostu oszaleję.

Okazało się, że to latanie między pokoleniami i wymiarami jest dla mnie mocno drenujące energetycznie. Dodatkowo, czułam, że klientka dostawała mega korzyści, ponieważ normalnie musiałaby pójść przynajmniej do 2 osób – do soul coacha i mentora biznesowego, a moje wynagrodzenie nie było adekwatne do mojego wydatku energetycznego i mojego doświadczenia biznesowego. Na poziomie energii równowaga w przepływie była mocno zachwiana.

Co więcej, moje klientki dostawały ode mnie dużo prac domowych i zazwyczaj przed kolejną sesją nie wyrabiały się z ich zrobieniem, ponieważ cały czas integrowały wprowadzone na sesji głębokie zmiany. Czułam, że powinnam coś drastycznie zmienić w tym temacie, ale zupełnie nie miałam na to pomysłu. Na szczęście rozwiązanie pojawiło się samo.

W 2018 roku brałam udział w pewnym programie mentoringowym, w ramach którego miałam również wykupiony pakiet sesji coachingowych. Były to sesje półgodzinne! Tak, dobrze czytasz: półgodzinne!

Po doświadczeniu ich dobroczynnego wpływu postanowiłam skrócić czas moich sesji z 1,5 godziny do 30 minut.

Te półgodzinne sesje uratowały mnie z dwóch powodów:

  1. Po pierwsze, poczułam na własnej skórze, jak działa 30-minutowa sesja i cały proces coachingowy z ich złożony. Jako klientka doświadczyłam lekkości, radości, wręcz zachwytu i chęci do wprowadzania planu wypracowanego z klientem!

Nie byłam przeładowana. Sesje pracowały we mnie pomiędzy sesjami. Nie czułam presji ani     pośpiechu. Ufałam procesowi, a transformacje i tak się wydarzały. Dzięki tym sesjom właśnie zastosowałam na nowo dźwignię biznesową w swoim biznesie, co sprawiło, że w 2018 roku zaczęłam zarabiać jeszcze więcej w krótszym czasie. (Ale o tym w drugiej części mojego podsumowania – za tydzień)

  1. Po drugie, jako coach również poczułam lekkość. Mogłam się zobowiązać do 30 minutowej sesji, ok, w porywach 37 minutowej, a i tak klientka osiągała transformacje na poziomie emocjonalno-duchowym i mogła wdrożyć konkretne zmiany w swoim biznesie.

Czasem sesje były bardziej mentoringowe, czasem bardziej transformacyjne. Natomiast, jeżeli klientka była bardzo świadoma swoich uczuć i potrafiła pracować na poziomie serca, to zazwyczaj te sesje były jednocześnie biznesowe i pełne głębokich zmian na poziomie Duszy.

Ta dynamika zmieniała się mocno w trakcie procesu coachingowego, ponieważ świadomość klientki w wyniku pracy ze mną pogłębiała się bardzo i klientka mogła szybciej i głębiej wchodzić w siebie i szybciej wychodzić, by móc zaplanować konkretne kroki już na poziomie operacyjnym głowy.

Pracuj na poziomie serca i ducha, by dokonać transformacji

a następnie użyj głowy, by strategicznie wprowadzić zmiany w swoim biznesie.

*Czasem nowe klientki się mnie pytają: „A ile trwa sesja?”

Ja wtedy odpowiadam: „Nie uprawiam najstarszego zawodu świata. Płacisz mi za transformację, a nie za czas.”

Najważniejsza na sesji coachingowej jest transformacja, a nie czas spędzony z coachem.

  1. Skupiłam się na poszukiwaniu radości i dałam sobie pełne przyzwolenie na dolce far niente

Skrócenie sesji pomogło. Znowu miałam ochotę do pracy, a że pracowałam średnio 8 godzin tygodniowo, miałam dużo czasu na inne rzeczy. Oczywiście pojawiły się inne potrzeby:

  • zrobiłam remont domu i podkręciłam w nim design
  • szkoliłam się w Feng Shui, tym razem Szkole Kompasu u Marii Diamond i zrobiłam designerską i feng shui-ową rewolucję w swoim domu
  • zaczęłam pisać książkę
  • zrobiłam nową stronę internetową – o tym napiszę obszerniej w innym poście
  • stworzyłam moje gratisowe audio 10 Praw Lekkości w Biznesie– 50 minut wartościowych treści na temat prowadzenia własnego biznesu z lekkością
  • przetłumaczyłam w całości cały ok. 300-stronicowy podręcznik do certyfikacji soul coachingu dla wszystkich, którzy chcą zostać soul coachami

Wracając do mojego zmęczenia i nadchodzącego dużymi krokami wypalenia, odkryłam, że aby z niego wyjść muszę się skupić na radości.

Ale nie na radości na poziomie umysłu. Tylko na namacalnej, soczystej, rozgrzewającej krew w żyłach radości płynącej z ciała.

I wtedy w moim życiu pojawiła się ona … To ona sprawiła, że krew w moich żyłach zaczęła żywiej krążyć. To ona sprawiła, że znowu zaczęłam czuć pierwsze przebłyski radości, które z czasem zamieniły się w regularne fale ekscytacji i poczucia, że żyję. To ona sprawiła, że moja Dusza znowu zaczęła znowu hulać.

  • Facebook
  • LinkedIn
  • Pinterest
  • Gmail

Ja na hulajnodze w parku w Nałęczowie

Hulaj Dusza, hulaj – noga!

Całkowicie intuicyjnie kupiłam sobie hulajnogę i zaczęłam się ruszać. W przeszłości sport stanowił dużą część mojego życia. Wiele lat uprawiałam sporty walki, a przez 3 lata pracowałam jako kaskaderka na planach telewizyjnych. Moje ciało pamiętało radość płynącą z ruchu.

Radość ciała zaczęła w moim mózgu budować nową neuronową sieć radości. Znowu zaczęło mi się coraz bardziej chcieć żyć. Radość wracała do mnie z każdym odepchnięciem nogi na hulajnodze. WooHoo!

A co ze słodkim nic-nie-robieniem?

  • Świadomie przeznaczałam na nie czas.
  • Zaczęłam chodzić na masaże.
  • Siadać w kawiarniach i patrzeć na ludzi.
  • Oddychać.

I bardzo mi w tym pomogły Włochy, a o tym w kolejnym punkcie:

  1. Na 100% zaakceptowałam swoją projektowość i zaczęłam prowadzić biznes od wakacji do wakacji.

Jestem osobą projektową czyli lubię dużo i intensywnie pracować przez pewien okres, a potem nie robić nic. Chyba np. dlatego nie szaleję za FB-kiem, bo on wymaga codziennej, systematycznej pracy. Wole Instagram, który dla mnie jest bardziej artystyczny i ma w sobie więcej luzu.

Jako projektowa osoba intensywnie działam, by potem móc sobie dać totalny luz. W roku 2018 zdecydowałam na 100% korzystać z projektowości w swoim biznesie. Jeżeli też jesteś projektowa, to przestań tłuc się po głowie za to, że nie jesteś systematyczna. Wiem, że może być to trudne, gdy zewsząd słyszysz głosy: musisz być systematyczna i tylko żmudną, codzienną pracą, ludzie się bogacą. To nie prawda. Po prostu wykorzystaj swój talent projektowości i naucz się go używać, tak by przynosił ci konkretne profity.

Jak wykorzystuję swój talent projektowości?

  1. Po pierwsze, akceptuję go w pełni i kocham go.
  2. Po drugie, nauczyłam się wykorzystywać „serial position effect” czyli efekt początku i końca. Okazuje się, że nasz mózg najlepiej zapamiętuje rzeczy na początku i na końcu. Przełożyłam to na efektywność czyli podzieliłam rok na odcinki pracy i wakacji. Największa efektywność wydarza się po wakacjach ( ale kiedy już wylądujesz mentalnie, emocjonalnie i duchowo, nie tylko fizycznie) i tuż przed wakacjami, bo wiesz, że inaczej tego nie zrobisz.

Nazywam to prowadzeniem biznesu od wakacji do wakacji.

Kiedy już wylądujemy mentalnie, emocjonalnie i duchowo z wakacji, mamy dużo energii i chęci do pracy. Potem nasza motywacja trochę spada, by znów wzrosnąć tuz przed kolejnymi wakacjami.

W 2018 roku byłam w Krakowie, Wiedniu, Toskanii i znów we Włoszech, Warszawie, a potem czekałam tylko 3,5 miesiąca na wakacje w Tajlandii. Ale oczywiście miałam w międzyczasie jeszcze prawie 3-tygodniową przerwę świąteczną, w której znów zaliczyłam Kraków.

  • Facebook
  • LinkedIn
  • Pinterest
  • Gmail

Powyżej moje zdjęcie z plaży nad Morzem Liguryjskim we Włoszech

W Toskanii byłam z Lemon&Lime na cudownych wakacjach, Rodzinnej Toskanii, na której moje dziecko było przez 6 godzin pod opieką wspaniałych opiekunek, a ja miałam całe 6 godzin dziennie dla siebie.

Dlaczego robię sobie mini-wakacje i power weekendy?

Powód jest prosty. Naprawdę się wypaliłam i to dwa razy i wiem, że nie ma żartów z wypaleniem zawodowym. Więc, ja po prostu muszę odpoczywać oraz

Zmieniać otoczenie – to klucz do kreatywności w świecie ludzi projektowych

  • Zmiana otoczenia przełamuje codzienność.
  • Pokazuje nowe perspektywy.
  • Daje ci oddech.
  • I co najważniejsze uruchamia kreatywność.
  • Pobudza ciekawość świata.
  • Pokazuje, że można inaczej.
  • Uruchamia efekt początku i końca
  • Czyli podkręca efektywność i sprawia, że znów chce ci się chcieć

No i oczywiście daje ogromne poczucie luzu i wolności, co nas przenosi do ostatniego w dzisiejszym odcinku punktu czyli:

5. Wyluzowałam zgodnie z myślą: „i tak zrobisz swoją robotę – nie patrz na innych!”

Moja decyzja o zaniechaniu pracy w normalnym wymiarze i skupieniu się na 30 godzinach pracy w miesiącu sprawiła, że mało zajmowałam się swoim marketingiem. A prawie wcale sprzedażą. Inne kobiety na FB launchowały swoje książki, sprzedawały swoje programy on-line, wyskakiwały z lodówki, a ja nawet nie pisałam newslettera.

Za co gorąco Cię przepraszam, ale nie mogłam. Było to silniejsze ode mnie.

Czasem w naszym życiu zdarzają się trudne, emocjonalnie rzeczy i nie masz przepustowości w mózgu, by zając się operacyjnymi działaniami. Trudne rzeczy dzieją się co jakiś czas w naszym życiu i teraz na przyszłość zabezpieczę swój system, by jednak mój newsletter regularnie wychodził do Ciebie. Ale w zeszłym roku nie potrafiłam. Było to silniejsze ode mnie.

Czasem w głębi serca czułam żal do siebie, że nie ma we mnie energii, by wyskakiwać z lodówki. Ba! By cokolwiek zrobić: live’a, webinar, szybki Zoom.

Nie mogłam. Wyluzowałam i dałam sobie przyzwolenie na własne tempo. Uszanowałam swoją potrzebę do ukrycia się w swoim kokonie. Nie było to łatwe, wierz mi. Ale wiszące nade mną wypalenie doskonale mnie dyscyplinowało.

Dodatkowo, powtarzałam sobie, że Cheryl Richardson wie co robi. To w końcu ona wylądowała u Oprah i to właśnie dlatego, że potrafiła uszanować siebie i dała sobie przestrzeń na nabranie sił. I podobnie jak mnie zabrało to jej prawie cały rok.

Praktykowałam moje słowo roku 2018: FAITH czyli WIARĘ. (Na początku roku na moim szkoleniu Soul Coaching Miracle Book wsłuchujemy się w swoją Duszę, by odkryć słowo na dany rok.)

i WIARA czyni CUDA.

Sytuacja zmieniła się w drugiej połowie roku, gdy moje nic-nierobienie przyniosło efekty. Nabrałam sił i znowu zaczęłam działać z radością w ciele, sercu i głowie!

I o tym opowiem Ci w następnym odcinku. A tu zajawka:

  1. Zdecydowanie łatwiej sprzedaje się produkty z wyższej półki
  2. Trudno jest obudzić na nowo relację na liście mejlingowej, ale kropla drąży skałę …
  3. Słuchaj się sprawdzonych mentorów i rób bez wahania to, co mówią – będzie prościej
  4. Pozwól sobie na coming out – to mocno uwalnia
  5. Sprzedawaj na przyszłość – to zaprocentuje

Linki wspomniane w tym artykule, w kolejności występowania:

28-dniowy Program Money Coachingu – KUP TUTAJ

Cheryl Richardson – http://www.cherylrichardson.com

Marie Diamond, mistrzyni Feng Shui – http://www.mariediamond.com

Paweł Lenart,najlepszy agent nieruchomości z Krakowa, rzetelny, uczciwy, pilny i pozytywny – naprawdę rzadkie połączenie. Powołaj się na Celestynę! – https://lenart-nieruchomosci.nieruchomosci-online.pl

Pobierz 10 Praw Lekkości w Biznesie  – https://www.celestyna.pl/10prawlekkosci/

Zostań Soul Coachem – więcej info o certyfikacji soul coachingu https://www.facebook.com/events/2191499424406160/

Biuro turystyczne Justyny Wiśniewskiej Lemon&Lime – http://www.lemonandlime.pl

Co było największą wartością mojego artykułu dla Ciebie?

Podziel się w komentarzu!

Pin It on Pinterest