Nie pojechałam na spotkanie z Dalai Lamą w zeszły weekend z jednego prostego powodu: podążyłam za swoim powołaniem. Tak, podążyłam za swoim powołaniem. Odkąd pamiętam, gnębiła mnie myśl, po co jestem na tej planecie. Jaka jest moja misja życiowa? Rozpaczliwie pragnęłam to wiedzieć. Gdzieś w środku czułam, że mam coś do zrobienia. Od 18 roku życia zaczęłam swoją podróż warsztatowo-rozwojową. Od trenera do healera, od szamana do terapeuty, od coacha do mentora, i tak dalej.

Choć od 10 roku życia wiedziałam, że pójdę na anglistykę, i już jako 7-mioletnia dziewczynka udawałam, że mówię po angielsku, to mimo wszystko nie czułam, że to jest to. Z rozpędu założyłam szkołę języka angielskiego z ofertą kursów dla korporacji. Na początku pracowałam szaleńczo po 60/70 godzin tygodniowo. Później zebrałam zespół 10-30 lektorów w porywach i mój czas pracy skrócił się z kilkudziesięciu godzin do czterech na tydzień. Zarabiałam bardzo dobrze między 12 000 a 17 000zł pracując tylko kilkanaście godzin w miesiącu. Wydawałoby się cudownie. Ale wtedy życie mnie mocno zaskoczyło. Dopadła mnie depresja. Na początku  imprezowałam, potem spałam, a potem nie chciało mi się wstawać z łóżka. Moje pytanie: „Po co tu jestem?” dawało mi się we znaki.

To jest główny powód, dla którego jestem teraz propagatorką biznesu z duszą, który jest sprzężony z powołaniem. Doświadczyłam, że sukces finansowy to nie wszystko. Pieniądze są ważne. Przecież tego uczę, ale prawdziwe spełnienie pojawia się wówczas, gdy pracujesz w zgodzie ze swoją misją życiową. To ona sprawia, że chce ci się codziennie wstawać z łóżka i pomimo różnych przeciwności losu prowadzić własną firmę krok po kroku każdego dnia.

Moje poszukiwania spełnienia sprawiły, ze wykształciłam się na coacha. Wydawałoby się, że już wszystko mam i wszystko gra. Pomagam ludziom i odkryłam swój sens. A tu nie! – jak mówi moja mała córeczka. Po chwilowym zachwycie moje wątpliwości pojawiły się znowu i zawisły nade mną, jak ciemna, przygniatająca chmura.

W pewnym momencie nie wytrzymałam. Ponieważ, jak wiesz, słyszę i czuję Anioły, to pewnego dnia moja frustracja sięgnęła zenitu! Wyciągnęłam ręce ku niebu i klnąc siarczyście zawołałam: Co mam jeszcze zrobić, żeby poznać swoją misję życiową?

Usłyszałam myśl: „Nic nie musisz robić. Wystarczy poprosić.” Moją pierwszą reakcją był paraliżujący strach. Jak to? Skoro nic nie muszę robić, gdyż wystarczy poprosić, to równie dobrze mogę poprosić teraz i zaraz się dowiem. Nie mogłam złapać tchu ze strachu, ale był to również czas moich kaskaderskich wyczynów, więc przypomniałam sobie moje ostatnie zadanie z mojej Szkoły Kaskaderów czyli samodzielny skok spadochronowy. Wzięłam głęboki oddech i … poprosiłam.

Zaraz potem w mojej głowie pojawiła się następująca myśl: soul coaching. Wpisałam te słowa w wyszukiwarkę. Pojawiła się strona Denise Linn. Słyszałam to nazwisko od mojej przyjaciółki, która była zachwycona jej książką „Feng Shui for the Soul” . Zobaczyłam, że jest ogłoszenie o certyfikującym kursie dla soul coachów. Jak dostaję informację, to z natury szybko działam, więc od razu napisałam maila, że zgłaszam się do udziału w programie. Ze zdziwieniem otrzymałam odpowiedź w przeciągu piętnastu minut. Zadziwiające, biorąc pod uwagę fakt, że różnica czasowa między Kalifornią, a Polską to pełne dziewięć godzin.

Mail był następującej treści:

„Ogromnie się cieszymy, że zgłosiłaś się na to szkolenie certyfikujące Soul Coachów, gdyż właśnie zwolniło nam się miejsce. Serdecznie zapraszamy!”

Cena za szkolenie mocno przekraczała moje możliwości finansowe  w tym czasie. Byłam już po przebranżowieniu swojego biznesu ze szkoły językowej na biznes coachingowo/szkoleniowy i tak naprawdę zaczynałam pracować jako coach. Czułam jednak, że muszę nauczyć się soul coachingu i pracowałam dobre kilka miesięcy, by móc sobie na to pozwolić.

Kiedy podejmujesz decyzję płynącą z duszy, siły wszechświata wspierają cię z całą mocą, jak mówi Paulo Coelho. Doświadczyłam tego w naprawdę niezwykły sposób. Nagle ni stąd ni zowąd zaczęłam dostawać propozycje szkoleń i coachingów i zarobiłam na swoją pierwszą wyprawę do Denise Linn, by móc zgłębiać tajniki soul coachingu.

W zeszły weekend zamiast na konferencję z Dalai Lamą postanowiłam pojechać do Kalifornii, by zakończyć kolejny poziom w swojej karierze Soul Coacha. Miałam opcję pojechać później, ale moja Dusza podpowiedziała mi, że z różnych względów życiowych później nie będę mogła. (Wybacz, jeszcze nie mogę zdradzać.)

Soul coaching pomaga w pogłębieniu swojej intuicji i daje Ci konkretne podpowiedzi. Zaufałam swojej Duszy i pomimo wpłacenia pieniędzy na konferencję, bilet lotniczy i apartament, to wybrałam podróż do Denise Linn. Nie żałuję. Otworzyły się przede mną niezwykłe możliwości, o których podzielę się z Tobą w kolejnych miesiącach.

Ten wyjazd był zwieńczeniem 5 lat intensywnej pracy. Najpierw przetłumaczyłam cały 28-dniowy Program Soul Coachingu, nagrałam 29 wizualizacji w studio, przygotowałam wszystkie materiały szkoleniowe oraz graficzne. Przetłumaczyłam książkę o soul coachingu. Przeprowadziłam 13 grupowych 28-dniowych Programów Soul Coachingu, przeszły przez nie setki osób. Prowadziłam kilkanaście programów indywidualnych i kilkadziesiąt sesji metodą soul coachingu. Połączyłam swoje szkolenia biznesowe z soul coachingiem. Stąd na przykład mój 5-dniowy biznes kamp dla kobiet przedsiębiorczych „Biznes z Duszą”. (W listopadzie zimowa edycja – zapraszam)

Od 2011 roku zawsze w styczniu prowadzę zawsze szkolenie „Soul Coaching Miracle Box”, na które mam zawsze komplet, a często ludzie powtarzają je rok po roku. W zeszłym roku pojechałam ponownie do Stanów na Advanced Soul Coaching. Wszystko to kosztowało mnie mnóstwo wysiłku, czasu, energii, pieniędzy, jet lagów, których nie znoszę, zaangażowania i determinacji. Piszę o tym, nie po to, by się pochwalić. Chcę Ci powiedzieć, że jeżeli coś jest zgodne z Twoim powołaniem i płynie z serca to jest warte każdych pieniędzy, czasu, energii i wysiłku.

Czy Ty też tak masz?  Też coś Ci w duszy gra i szeptem nieustannie podpowiada Ci, że masz jakieś zadanie do spełnienia na tej planecie? Jeżeli tak, to nie ustawaj w poszukiwaniach. Zaglądaj w swoją Duszę! Może za pomocą soul coachingu, może innej metody, może przez codzienną medytację, może przez malowanie, może przez pisanie, a może przez codzienne spacery w naturze?

Nie wiem, jaki jest twój sposób, ale wiem, że jeżeli w Twoim sercu, w twojej Duszy kryje się ta tęsknota, to znak, że jest coś do, czego jesteś stworzona. To, co wewnątrz, to na zewnątrz. A nie na odwrót. Jeżeli coś jest w twoim sercu, to jest również na tym świecie. Tak wiele osób, odnajduje cel swojej duszy w późniejszym wieku. Inni już we wczesnej młodości. Wiek, nie ma znaczenia. Ważne jest poszukiwanie, gdyż a jego końcu kryje się radość spełnienia. Wiem, że ta droga może nie być łatwa. Okupiona frustracją, powątpiewaniem i chęcią do rezygnacji. Ale nie poddawaj się! Zagłębiaj się w siebie. Kto szuka, ten znajdzie.

Moja soul coachingowa zawodowa ścieżka poniekąd się kończy, ale tak naprawdę czuję, że dopiero się zaczyna. Spełnię jeszcze tylko dwa kryteria i jako Trener Soul Coachingu, będę mogła certyfikować Soul Coachów. Pierwszy kurs odbędzie się  w dniach 23-29 stycznia 2017. Jeżeli Twoja Dusza Cię woła i chcesz zostać soul coachem, to zapisz się wstępnie TUTAJ. Kiedy chcesz połączyć swoją misję życiową ze swoim biznesem, to mam nadzieję, że zobaczymy się na zimowej edycji Biznesu z Duszą, który odbędzie się w dniach 9-11 listopada.

A wracając do Dalai Lamy, czasem trzeba zmienić ścieżkę, dokonać zaskakującego zwrotu akcji i pójść tam, gdzie podpowiada serce.

Ps. 1 W sekrecie Ci powiem, że Dalai Lama, zakomunikował mi telepatycznie, że jeszcze się spotkamy (-;

Ps. 2 Na zdjęciu jestem z Denise Linn, moją nauczycielką soul coachingu.

Pin It on Pinterest