Miałam ostatnio ciekawą sytuację. Uczestniczę w pewnym szkoleniu (którego szczegóły ujawnię w tym roku). Jednym z zadań było znalezienie sobie „accountability buddy” tzw. partnerki motywatorki na naszej tajnej FB-kowej grupie. Inne kobiety zaczęły pisać o sobie, kim są i jakie mają doświadczenie. Wyglądało na to, że sprawia im to ogromną łatwość i przychodzi zupełnie naturalnie. A ja? Kobieta, która uczy innych jak zachwalać swoje usługi, promować markę osobistą i budować swój biznes, poczułam się nagle „mała i nieśmiała” w tej grupie 200 przedsiębiorczych kobiet. Ledwo „wyszeptałam” swoje imię i nazwisko, napisałam, że jestem coachem i schowałam się do mysiej dziury wyczekując, że ktoś się ze mną skontaktuje. Minęło parę dni i nic. Dostałam parę „lików”. Brak konkretnego odzewu mnie troszeczkę zaniepokoił. Zatem parę dni później nauczona przykładem koleżanek napisałam nieco więcej i zonk, minęło parę, potem kilkanaście i kilkadziesiąt minut i? … nikt się do mnie nie zgłosił. Choć kontekst był zupełnie inny, nagle zaczęłam się czuć tak jak w dzieciństwie, odrzucona przez grupę. (Kiedyś na zajęciach z lekkoatletyki, byłam szykanowana i poniżana przez inne koleżanki. )
Teraz jestem już dorosła, więc podjęłam działania. Sama napisałam bezpośrednio do niektórych kobiet i jestem na dobrej drodze do znalezienia swojego „accountability buddy”. Natomiast to doświadczenie mnie zastanowiło i przypomniało, że od dzieciństwa choć sprawiałam wrażenie tej śmiałej, odważnej i pewnej siebie dziewczyny zawsze była we mnie ta nieśmiała i niepewna siebie Celestyna. Tym bardziej było to trudne, że nikt nie wierzył w jej istnienie. W pewnym sensie sama ją zaczęłam odrzucać i maskować pewnym siebie uśmiechem, mocnym głosem, nabytą wiedzą czy życiowymi doświadczeniami.
Kiedyś byłabym przerażona i zawstydzona, że jest we mnie taka Celestyna. Dziś jednak ze zdziwieniem stwierdzam, że cieszę się, że się ponownie objawiła. Witam ją i z szacunkiem na nią patrzę. Cieszę się, że jest. To jak odnalezienie dawnego przyjaciela, dawnej skrywanej długo przed sobą części. Tak jakby moja Dusza ukazała mi kolejną twarz siebie, twarz dawno zapomnianą, ale istniejącą i wymagającą uszanowania. Twarz, która jest mi bliska i chcę z nią pobyć, dać jej czas i ją usłyszeć. „Tak dobrze, że wróciłaś”, słyszę jak szepczę jej w głębi swojej Duszy, a ona lekko zawstydzona patrzy na mnie z nieśmiałością. Podpowiada mi, że czas już kończyć tę intymną rozmowę na forum.
A zatem kończę mówiąc Ci, że jeśli w świecie pewnych siebie ludzi sukcesu czujesz się czasem nieśmiała i zagubiona, to nie jesteś sama. To ok czuć swoją niepewność i wrażliwość. To naturalne, że czasem włącza Ci się strach przed byciem odrzuconą przez stado. Nikt nie jest pozbawiony tego typu uczuć. Ma ich czasem więcej, czasem mniej.
Dobrze tylko, byś była ich świadoma i gdy pojawia się w Tobie ta nieśmiała, delikatna, ogromnie wrażliwa część, znajdź dla niej czas i przestrzeń na wspólne bycie. Po prostu ją przywitaj w sobie. Uszanuj. Zapytaj czego potrzebuje.
Czasem li tylko to jest uzdrawiające samo w sobie.
Powodzenia i otwartości w intymnych rozmowach z samą sobą.